Brama przeciwnika jest na dole

Nie pamiętam ile lat miałem dokładnie kiedy po raz pierwszy przeczytałem "Grę Endera", być może dziesięć, albo dwanaście. Pamiętam jednak, że ta książka zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Od tego czasu cały cykl o Enderze Wigginie jest jednym z moich ulubionych. I nie ważne, czy Orson Scott Card wymyśla kolejne prequele, midquele, czy historie równoległe, ja łykam wszystko z uśmiechem na twarzy. :)


Niedługo po moim pierwszym zetknięciu się z (wówczas jeszcze) tetralogią Carda zaczęły pojawiać się pierwsze pogłoski o ekranizacji. Ach, cóż bym dał żeby zobaczyć Szkołę Bojową i Robale na dużym ekranie - tak wtedy myślałem... Teraz, po niemal 20 latach, dane mi było ujrzeć to na własne oczy! I co? I nic. Filmowa adaptacja Gavina Hooda nie powaliła mnie na kolana. Nie zawiodłem się, ani nie rozczarowałem, film był fajny, miejscami bardzo fajny, ale... No właśnie. Ale. Od wczorajszego wyjścia z kina nie daje mi spokoju myśl, że dostałem o wiele mniej, niż oczekiwałem. Cała świetna fabuła, lata spędzone przez Endera w Szkole Bojowej, wymęczające psychicznie potyczki i bitwy, wszystko to co działo się w jego głowie. Gdzie było to wszystko? W filmie odniosłem wrażenie, że od momentu wysłania Wiggina na stację kosmiczną do ostatniego "egzaminu" minął może miesiąc. Hood poszedł tak bardzo na skróty, tak spłycił wiele ważnych wątków i postaci, że gdybym nie znał książki, mógłbym się pogubić.

© foto: Summit Entertainment
Być może moje oczekiwania były zbyt wielkie, w końcu narastały przez tyle lat, dodatkowo nasycone przez kolejną lekturę wszystkich książek z serii, do których wróciłem jak tylko pojawił się pierwszy zwiastun filmu. Moja żona, nie znająca wcześniej pierwowzoru, była pod wrażeniem, szczególnie zakończenia. Ale nawet ona zauważyła jak wiele reżyser nam nie powiedział i nie pokazał. Plusem tego było to, że teraz sięgnęła po oryginał Carda. Być może to było zamierzeniem Hooda? Nie wiem. Może pomyślał sobie - pokażę wam film, który jest tak naprawdę wielkim trailerem książki. ;)

© foto: Summit Entertainment

Wbrew pozorom były też zalety i to całkiem duże. Największy z nich to sala bitew - genialnie pokazana, o wiele lepiej nawet niż to, co wyobrażałem sobie tylko o niej czytając. Ogólnie cała Szkoła Bojowa, majestatycznie krążąca po orbicie, była przedstawiona bardzo widowiskowo i robiła odpowiednie wrażenie. Podobnie zresztą jak Eros - asteroida na której znajdowała się Szkoła Dowodzenia, wcześniej należąca do formidów.

Jeśli chodzi o obsadę - odtwórca tytułowej roli, niejaki Asa Butterfield kompletnie nie przypadł mi do gustu. Moim zdaniem nie pasował do roli Endera, a mutacja którą przechodził jego głos, sprawiała że dramatyczne okrzyki brzmiały po prostu śmiesznie. Dziwnie obsadzono również aktora w roli Bonzo Madrida, co prawda był dokładnie takim dupkiem jak powinien, ale sięgał Enderowi do pasa, przez co ich starcia zwyczajnie nie dało się brać na poważnie. Brakowało też trochę bardziej rozwiniętego wątku Groszka. Za to Harrison Ford i Ben Kingsley wywiązali się ze swoich ról wyśmienicie. To był dokładnie taki pułkownik Graff i taki Mazer Rackham jakich było potrzeba temu filmowi.

© foto: Summit Entertainment

Nie sądzę, żeby dane mi było zobaczyć w kinie również "Mówcę umarłych", skoro pierwsza część powstawała w takich bólach, ale kto wie. Jeśli ekranizacja Gry zgromadzi okrągłe sumy w box office'ach (a wszystko wskazuje na to, że tak właśnie się stanie), wytwórnia pewnie da zielone światło kontynuacji. Pytanie tylko, czy znajdzie się ktoś na tyle odważny, żeby na duży ekran przenieść zupełnie odmienną historię z Mówcy. Ale, cholera, cóż bym dał żeby zobaczyć pequeninos na dużym ekranie. :)

Podsumowując - warto wybrać się do kina na "Grę Endera", bo po prostu jest to historia, którą trzeba znać. Tym bardziej jeśli dotychczas nie czytało się książki (a może raczej przede wszystkim jeśli nie czytało się książki). Jednak wieloletni fani Carda będą kręcić nosem, po prostu nie ma innej opcji. Ja kręcę do dziś, lecz w głębi duszy jestem zadowolony, moje wieloletnie marzenie filmowe w końcu się spełniło.
 
 
Copyright © 2013. Marzenia i Koszmary
Ta witryna wykorzystuje cookies (ciasteczka). Przeglądając ją wyrażasz zgodę na ich przechowywanie. Możesz je wyłączyć w ustawieniach swojej przeglądarki.